Dwie kreski na teście- radość, szczęście, wizja śmiechu dziecka wypełniającego mieszkanie. Gratulacje, świętowanie. Nagle zaczyna się plamienie – tak na początku może być- zapewniają wszyscy- kolejna wizyta – serduszko nie bije. Poronienie medyczny zwrot, którego żadna kobieta nigdy nie chciałaby usłyszeć.
Nie każda ciąża kończy się poronieniem, ale każde poronienie kończy się traumatycznym doświadczeniem.
15 października zapisany jest w kalendarzu niechlubnym ,,świętem” dziecka utraconego. Jestem położną i towarzyszę kobietom w tych trudnych chwilach. Ale jestem też matką, której łamie się głos próbując pocieszyć kogoś, kto właśnie rodzicielstwo stracił.
Co mówić? Jesteś młoda- jeszcze urodzisz zdrowe dziecko? Nie przejmuj się – za pierwszym razem tak się często zdarza? Ósmy tydzień to jeszcze nie dziecko?
Mi nie przeszło by to przez gardło, pomimo że z medycznego punktu wszystko się zgadza – młoda ma szansę, druga ciąża powinna być udana i tak – w ósmym tygodniu to jeszcze płód.
Kiedy jednak przyszła matka powinna zmienić myślenie, że już nie ma w brzuchu płodu a ma dziecko? Jest taka granica? Która kobieta myśli o kolejnej ciąży nosząc w sobie martwe dziecko?
Jak pomóc w szpitalu, gdy ktoś komu załamał się świat widzi okropne narzędzia do zabiegu łyżeczkowania. Wie, że zaraz zostanie uśpiona a jak się obudzi to będzie już po wszystkim. Mało tego być może zostanie położona na sali, z której słychać płacz zdrowych dzieci. W Polskich szpitalach tak czasami bywa.
I te formalności- dokonać pochówku czy nie. Jeśli tak, musi być określona płeć. Jeśli do poronienia doszło późno i płeć widać to pół biedy, jeśli jednak nie można tego zrobić, trzeba wykonać badanie- na własny koszt- koszt paru set złotych. Nie każdy może sobie na to pozwolić. A decyzję trzeba podjąć tu i teraz.
Jest wszechobecnie panujący COVID . Mąż czy partner nie może być z roniącą – zakaz odwiedzin. Tak są telefony. Ale przez telefon się nie przytulisz.
A co jeśli nie mówimy o poronieniu. Co jeśli dziecko obumarło w terminie porodu. W domu wszystko przygotowane, łóżeczko złożone, ubranka poprasowane. Rodzisz i wiesz, że nie będzie tego pierwszego krzyku. Rodzisz i chcesz już być po. Jak nikt inny. Mi jako położnej też brakuje dźwięku tętna, słów gratulacje mama czy tata przecinaj pępowinę…
Dziecko to dziecko, nie płód, nie zarodek. Nawet jeśli w medycznej nomenklaturze tak właśnie się nazywa. Nie można powiedzieć – nie przejmuj się dziewczyno, następnym razem będzie lepiej. Czasami brak słów jest największym wsparciem.
Niestety przeładowany oddział, tony dokumentacji nie pozwalają tak po prostu pomilczeć z pacjentką. A większość z nas ma swoje dzieci, część z nas też to przeszła. Nie możemy jednak pokazać emocji, tak naprawdę nie możemy ich za bardzo mieć. Bo zaraz po ,,łyżkach” trzeba zbadać kolejną rodzącą, czy udzielić instruktażu ciężarnej z cukrzycą.
Starasz się pokazać kobiecie, że jesteś tylko do jej dyspozycji, ale w głębi duszy wiesz, że tak nie jest.
Staramy się pomimo przeciwności systemu być tym wsparciem. Niektóre sytuacje zapamiętujemy na całe życie. Może nie pamiętamy twarzy i nazwiska, ale wiemy że to było na sali nr 4 pod oknem.
Poronienie to okropne doświadczenie dla każdej kobiety. Nam położnym też nie jest łatwo. Gimnastykujemy się, żeby znaleźć ten czas na pomilczenie, przekładamy zdrowe dzieci jak najdalej od matek, które właśnie je straciły. Odkładamy tony dokumentacji kosztem późniejszego wyjścia z pracy.
Drogie dziewczyny bądźcie dzielne. Jeszcze kiedyś się uśmiechniecie
Jeden komentarz
Sylwia
15 października, 2020 o 5:20 pm
Dziękuję, Aniu, za Twoje słowa…Utrata dziecka to cios dla całej rodziny. Dwójkę dzieci straciliśmy, kiedy nasz pierwszy syn miał rok , a za drugim razem dwa lata. Nie dotknęło go to wtedy. Potem udali nam się jeszcze dwaj synkowie. Trzecie dziecko straciliśmy już rodzinnie, na początku zeszłego roku. Najstarszy syn miał już 18 lat i to on przeżył to najbardziej. Cierpieliśmy wszyscy…I mimo, że minął ponad rok, a czas leczy rany, to wspomnienia zostają…