Proszę czekać, ładuję...

 

CiążaDzieckoMacierzyństwoPoródGdy na porodówce cisza - Położna Mamą

30 października, 2015by Ania9

1 listopada zawsze wzbudza we mnie pewien rodzaj zadumy. Nie wiem dlaczego bo nie straciłam nikogo bardzo bliskiego, nie jestem też stałym bywalcem cmentarza. W tym roku jednak moja zaduma przysiadła obok matek. Obok tych matek, które swoje dzieci straciły. Nie jest to popularny temat, wszędzie tylko pisze się jakie to szczęście i wyrzut emocji, gdy usłyszy się ten pierwszy krzyk. A co jeśli tego krzyku nie ma? Co jeśli na porodówce panuje przeszywająca cisza?
Pamiętam kiedyś swój dyżur na Patologii ciąży, właśnie 1 listopada. Pacjentką była kobieta, która leżała(dosłownie leżała, nawet bez wychodzenia do toalety) od jakiś 3 miesięcy. Dobiegała 19, więc myślami byłam już w domu zadowolona, że spokojnie minął dyżur. Już prawie miałam torebkę jak zabrzmiał dzwonek z jednej z sal. Odeszły wody. Odeszły wody właśnie u tej kobiety. Było za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie na poród. Nie minął 25 tydzień. W ciągu sekundy pojawiły się skurcze a że były inne wskazania decyzja o cięciu. Wydobycie dziecka trwało dosłownie chwilę. To co działo się później miałam wrażenie, że trwało wieczność. Cisza, skupienie personelu neonatologicznego przy reanimacji. Wysłuchiwanie chociażby delikatnego chlipnięcia dzieciaczka. I ten przeraźliwy płacz matki, gdy zobaczyła spuszczoną głowę pediatry. Przeszywająca gorycz, żal i niedowierzanie. Nie było osoby na sali operacyjnej, której nie poleciały by łzy. A nie była to pierwsza smutna sytuacja w naszych zawodowych doświadczeniach. Specjalistyczny szpital wydawało by się uodpornił nas na tragedię innych.
Nie tamtym razem. Wszyscy znaliśmy tę kobietę od dawna, poznawaliśmy jej rodzinę. Byliśmy przy niej gdy mijały kolejne szczęśliwe dni ciąży, kiedy miała chwile zwątpienia i kiedy się uśmiechała. Tyle walki, tyle poświęcenia i cisza. Ta cholernie przeszywająca cisza.
strata dziecka
Takich matek jest sporo. Pomimo ogromnego postępu medycyny nie potrafimy wygrać z naturą. Jest ona silniejsza. I zamiast po porodzie cieszyć się, pytać o imię czy doszukiwać się podobieństwa oczu mamy czy taty, po prostu milczymy. Bo cóż można powiedzieć. Wszystkie wyobrażenia o tym jak maluch będzie wyglądał, kogo charakter będzie miał, zostają przecięte w jednej chwili. I coś co mnie mocno irytuje. Warunki w polskich szpitalach. Kobieta po stracie bywa, że jest umieszczana na sali z kobietą po szczęśliwym porodzie. Często udaje się znaleźć dla niej osobną salę, tylko co z tego jak zza każdej ściany słychać płacz zdrowiusieńkich różowych bobasków. Czasu na pożegnanie, zobaczenie dziecka jest niewiele. Zazwyczaj gdy matka jeszcze nie wierzy, że to się naprawdę stało. Mam koleżankę, która urodziła w Niemczech. Niestety odkleiło się łożysko, nie udało się uratować małej Juleczki. Ale wiecie jak wyglądał pobyt w szpitalu? Matka była w osobnej sali z dala od szczęśliwych matek, całą dobę mogła przy niej być rodzina znajomi- i to nie po jednej osobie- wszyscy na raz. A co najważniejsze przez trzy dni nieżyjące dziecko było przy mamie, zabierane jedynie na noc. Mogła je mieć na rękach, tulić, całować, powoli się żegnać. Ważne, że pożegnać mogli się też najbliżsi, dziadkowie, o których często nie myślimy, a którzy tragedię przeżywają tak samo mocno. I to jest pożegnanie, to jest przejście w stan żałoby, a nie pokazanie matce dziecka na sekundę bo już trzeba przewieźć na sekcję zwłok. Taki mamy system, przepisy epidemiologiczne wykluczają pobyt dziecka na sali. W Niemczech jakoś się dało. Kiedy coś takiego będzie możliwe u nas? Za ile lat, stuleci?
Teraz będąc matką, pamiętając jak drżałam kiedy mała za mało się ruszała w brzuchu, kiedy po porodzie trzeba było zrobić jakieś dodatkowe badania, nie jestem sobie w stanie wyobrazić straty. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić skąd kobiety czerpią tyle siły gdy wali im się świat.
Ale wiem jedno, jeśli spotkało cię takie nieszczęście, na pewno zrobiłaś wszystko co mogłaś aby ratować malucha. Możesz być z siebie dumna, że leżąc całą ciążę, zapomniałaś o swoich niedogodnościach, uzależnieniu od innych. Walczyłaś o dziecko. Nie udało się, ale na pewno nie z Twojej winy. I choć życie nie będzie wyglądało jak do tej pory, wierzę, że Twoje dziecko będzie zawsze przy Tobie.
 


Proszę Cię o przeczytanie tej informacji zanim klikniesz „Akceptuję” lub zamkniesz to okno. Pragnę poinformować Cię, że Zgodnie z art. 13 ust. 1−2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27.04.2016 (tzw. RODO), zapewniamy bezpieczeństwo danym, które są przetwarzane w ramach działania naszej strony. Proszę Cię o zapoznanie się z Polityką Prywatności naszej firmy. Klikając „Akceptuję” lub zamykając okno, zgadzasz się na warunki przetwarzania swoich danych osobowych wyrażone w Polityce Prywatności.

Ania

9 komentarzy

  • Kasia

    24 grudnia, 2016 o 6:55 am

    Popłyneły łzy. Minęło pół roku a ja nadal zadaję sobie pytanie dlaczego serduszko mojego maleństwa przestało bić. I ten ból kiedy musiałam poddać się zabiegowi. Lekarza który mówił żebym przestała płakać bo nie może mnie uśpić…… Moj aniołek zawsze będzie przy mnie…. wierzę że teraz czuwa nad swoim braciszkiem który rośnie we mnie.

    Odpowiedź

    • Ania

      24 grudnia, 2016 o 9:08 am

      Czuwa nad wami wszystkimi. Życzę dużo siły! A łez nie ma się co wstydzić, trzeba płakać

      Odpowiedź

  • Magda

    4 stycznia, 2017 o 4:05 pm

    Chociaż jestem w kolejnej ciąży, to nigdy nie zapomnę o moim pierwszym dziecku… Gdy w szpitalu lekarz powiedział mi „Proszę się nie nastawiać”, a następnego dnia „Proszę już tu nie wracać, bez względu na to, czy objawy się nasilą” nic do mnie nie docierało, nie rozumiałam, czułam się taka bezsilna, chciałam żeby je uratowali! Ale po wszystkim uważam, że lepiej było przejść to w domu niż właśnie na oddziale z innymi rodzącymi… Zawsze będę też wdzięczna rodzinie, że wspierała mnie do samego końca, chociaż sami też byli przerażeni. To było najbardziej dramatyczne doświadczenie mojego życia.

    Odpowiedź

    • Ania

      4 stycznia, 2017 o 6:25 pm

      Dziekuję Magda, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami. Może pomoże to którejś kobiecie

      Odpowiedź

  • Marta

    5 stycznia, 2018 o 11:30 am

    W 30tym tyg. ciąży dowiedziałam się że mój dzidziuś ma wielowadzie I nie przeżyje po urodzeniu bo nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować. Zaczęło się oczekiwanie na…pogrzeb 🙁 Powiedzieliśmy tylko najbliższej rodzinie by nikt nic nie kupował i też by się przygotowali. Każda napotkane znajoma cieszyła się na mój widok i dopytywala jak będzie miał na imię, czy w domu już wszystko gotowe a ja udawała że wszystko jest ok, po czym wracałam do domu i płakałam.
    Mały na szczęście zechciał wyjść w 37tyg. ciąży w nocy w tempie ekspresowym na tyle że nie zdążyłam wsiąść do auta gdy przed domem odeszły mi wody i poczułam główkę w kroczu. Urodziłam po chwili w domu na podłodze w przedpokoju. Mąż dobiegł do mnie jak już trzymałam małego w rękach i czekaliśmy na pogotowie patrząc jak nasz syn umiera. Zostałam zabrana z dzieckiem do szpitala gdzie od razu zabrano mi już nie żyjącego syna i więcej go nie widziałam. Po wszystkich zabiegać, sali poporodowej przewieziono mnie do izolatki na oddziale ginekologii bym nie była wśród matek z dziećmi, do tego mąż był przy mnie cały czas. Wszyscy w szpitalu obchodzili się z nami jak z jajkiem za co jestem im bardzo wdzięczna, chociaż formalności po śmierci dziecka są masakrą i na prawdę trzeba mieć mocną psychikę by to znieść. Szkoda tylko że w takich sytuacjach nie należy się chociaż konsultacja psychologiczna bo myślę że by była potrzebna.

    Odpowiedź

    • Ania

      5 stycznia, 2018 o 11:33 am

      Dziękuję Ci za Twoją opowieść. Trzeba być bardzo silnym by po czyms takim normalnie żyć. To straszne i nawet ja jako położna nigdy nie potrafię tak po prostu przejść do codzienności po spotkaniu z takimi osobami jak Ty. Trzymaj się ciepło i bądź silna!

      Odpowiedź

  • Lilianna

    1 listopada, 2019 o 7:27 pm

    Tak ważne zagadnienie A wciąż pomijane…otulone niezmiennie nicią niewygodnej prawdy o tym jak rodzi się martwe dzieci albo roni w naszych szpitalach.
    7 lat wstecz…listopad…5 miesiąc ciąży. Trafiłam z krwotokiem do pobliskiej placówki… położono mnie wśród normalnych, zdrowych pacjentek mimo, że zagrożonej ciąży. W środku mnie mieszkał synek. Leżałam od dawna, jeśli nie od początku. Zastosowano leczenie, krwotok zatrzymywał się. Rokowania były niepewne, sytuacja trudna. 3 dnia pobytu, albo czwartego – dziś nie do końca pamiętam- wieczorem zdecydowanie zrobiło się groźniej. Modlilam się wewnątrz by te cudowne opowieści zdrowych kobiet na temat zdrowych dzieci ustały albo by mnie ktoś zabrał w inne miejsce. Bym nadzieję na życie dziecka mogła spokojnie podgrzewać w ciszy… za chwilę okazalo się, ze to nie było trudym doświadczeniem. Przyszedł po kilku dniach stabilizacji krwotok..wizyta u lekarza, na którą czekałam okolo 2 godzin bowiem doktora nie było w oddziale byla ostatnią, w czasie ktorej widzialam na monitorze zyjacego synka. Badanie, krew, ostatnie pożegnanie przez.monitor i słowa które ciągnęły się że mną przez długi korytarz do sali ‚ proszę przygotować się na najgorsze’ szłam trzymając się poręczy jak otepiala… więc za chwilę poronię.. miałam nadzieję że w tym okropnym momencie zostanę sama. Położyłam się na łóżko. Zostałam.sama że swoim problemem wśród zdrowych kobiet. Były świadkami jak ronilam. Ból jakiego doświadczyłam był fizycznie nie do Zniesienia A na prośby o cos by ułożył nie reagowano. Leżała w tym łóżku i po prostu tracilam synka na oczach kobiet..Przyszedł mi do głowy pomysł że nie dam go.. zatrzymaj to czego zatrzymać się nie dało…po kilku godzinach leżał że mną mały człowiek. Przyszły położne z tekstem ‚już’ zabrano mnie na sale operacyjną. Rano dostalam szału i wyszłam do domu. Pochowalam dziecko. Leczylam się rok… czas niestety nie leczy rany. Uczy jak żyć z obciążeniem i pustką w sercu która jest już tam na zawsze. To niezwykle krótki opis tego co działo się w tym.szpitalu dnia 25 listopada.. minie 7 lat za chwilkę A tylko na tyle mnie stać…

    Odpowiedź

    • Ania

      1 listopada, 2019 o 8:05 pm

      Lilianna nigdy nie przeżyłam podobnej tragedii jako matka. Nie mam prawa wiedzieć co czujesz. Dziękuję jednak że o tym mówisz. To daje dużo do myślenia jak bardzo potrzeba poprawić opiekę i tych kwestiach w co niektórych szpitalach

      Odpowiedź

  • Lilianna

    9 listopada, 2019 o 6:37 pm

    Trzeba myślę o tym mówić A wciąż wydaje mi się to temat tabu…opieka intymność jakieś leki..tak myślę. By dano intymność straty. Wiesz co ja pamiętam? To, że szkoda mi było siebie ale i kobiet które, były świadkami tej tragedii. Tak wiele by zmieniło gdybym.mogla być wtedy sama i odpuścić, pożegnać się z paluszkiem i odpuścić:)

    Odpowiedź

Dodaj odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Odwiedź mnie w mediach społecznościowych:

Odwiedź mnie w mediach społecznościowych:

Blog Połoznamama.pl

To miejsce dla wszystkich rodziców, tych obecnych jak i przyszłych. Znajdziesz tu informację dotyczące zarówno samej ciąży, jak i porodu oraz macierzyństwa. Można powiedzieć, że to blog parentigowy, ale ponieważ poruszam wiele tematów tabu więc nie do końca taki zwykły blog parentigowy 😉

Szkoła rodzenia Połóżna z Mamą

To moja stacjonarna szkoła rodzenia znajdująca się w Kwidzynie. Od jakiegoś czasu jestem również położną środowiskową więc jeśli jesteś z Kwidzyna lub okolic koniecznie zajrzyj do zakładki Szkoła Rodzenia.

Facebook

© 2022 Położna mamą. Projekt i wykonanie: www.winternecie.pl

© 2022 Położna mamą. Projekt i wykonanie: www.winternecie.pl


Proszę Cię o przeczytanie tej informacji zanim klikniesz „Akceptuję” lub zamkniesz to okno. Pragnę poinformować Cię, że Zgodnie z art. 13 ust. 1−2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27.04.2016 (tzw. RODO), zapewniamy bezpieczeństwo danym, które są przetwarzane w ramach działania naszej strony. Proszę Cię o zapoznanie się z Polityką Prywatności naszej firmy. Klikając „Akceptuję” lub zamykając okno, zgadzasz się na warunki przetwarzania swoich danych osobowych wyrażone w Polityce Prywatności.